zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
605
BLOG

O co naprawdę chodzi z tą aborcją?!

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Polityka Obserwuj notkę 22

 

Myślę, że wiem. Aborcja została u nas usankcjonowana prawem polskim(?) w roku 1956, nie licząc okresu okupacji niemieckiej, kiedy również była usankcjonowana prawem niemieckim wprawdzie wyłącznie dla Polek, ale za to z zaleceniem ułatwiania jej przeprowadzenia.
To było tylko 10 lat po wojnie, która jako taka na podniesienie morale wpływa tylko w wypadku osób wybitnych, jeśli nie świętych. Ludzie nie mieli mieszkań, nie mieli pralek, nie mieli chleba. Nie mieli też pewności, czy do drzwi nie zapuka UB, czy ktoś na nich nie doniesie, czy mąż wróci z pracy. Poza nie bardzo przecież licznymi enklawami żyło się ciężko i boleśnie. A tak się chciało żyć! Po latach nędzy, po latach niepewności, po latach strachu i wyrzeczeń chciało się w końcu żyć! W roku 1956 zaświtała na to nadzieja.
Podejrzewam, że zmiany, które wówczas nastąpiły, przyjęto z entuzjazmem przynajmniej takim, jak ten, który obserwowałam w roku 1989. Też tak się chciało nareszcie pożyć, pojeździć po świecie, pojeść tej nie wywożonej już szerokimi torami szynki i tych cytrusów, po które nie trzeba już było stać w ogonku przed Świętami. Wszystko było dobre, a co złe, tonęło w dobroci i też było dobre.
Ostrzegał Jan Paweł II, ale pokusa była taka silna. Tyle czasu czekaliśmy na to, żeby choć trochę mieć tego luzu, tego święta dobrobytu i wolności. Sądzę, że podobnie wyglądało to w 1956-ym. A wtedy któż słyszał o genetyce i genach?! Ot, miesiączka się spóźniła. Ot, wiązka komórek, ot, wyrwanie zęba. Przecież ja pamiętam tę argumentację jeszcze z lat siedemdziesiątych, a nawet i później.
W 1956 Stefan Wyszyński też ostrzegał, ale przecież nie przez internet, i nawet nie przez radio. A w kościele, wiadomo, człowiek zgrzeszy i się wyspowiada. Zjadł mięso w piątek, bo akurat było w stołówce, wziął z pracy ołówki dla dzieci, to wszystko grzech, prawda, ale przecież inaczej się nie da. A tu nie ma miesiączki, a mąż i dzieci tak się cieszą z tych wczasów nad morzem. Akurat wypadnie w lipcu. A już jest troje i nie jest wcale lekko. No więc wprawdzie grzech, ale trudno, Pan Bóg wybaczy.
Jestem pewna, zupełnie pewna, że w tych latach pięćdziesiątych, a i sześćdziesiątych, i w siedemdziesiątych jeszcze tak właśnie rozumowano. Nie było internetu, nie było genetyki, nie było USG. Wielu rzeczy nie było i wielu rzeczy się nie rozumiało. Skądś się wzięły przerażające statystyki z tego okresu. A potem nagle to wszystko się pojawiło. Nagle okazało się, że to nie była wiązka komórek, że to nie było wyrwanie zęba, więc czy z tym się da żyć! NIE. Nie i nie. Choćby ze względu na dzieci! Jak one by nas osądziły, gdyby uwierzyły. Nie.
Nie da się z tym żyć. To się nazywa wyparcie? Być może. A może jakoś inaczej, bo to nie samo zdarzenie się wypiera, ale odmawia się uznania rzeczywistości. Odrzuca się ją nie zważając na cokolwiek. Żadne argumenty, żadne dowody nie przekonają do jej uznania. Nie i nie. Bo inaczej nie da się żyć. Nie da się! Zostanie gałąź i sznur. Albo cynizm i zakłamanie, zakłamanie do spodu duszy, do dna rozumu.
Chyba że wzbudzi się w sobie pokorę. Ona pozwoli na żal, na skruchę, na ból, na pokutę. Dzięki niej okaże się, że poza cierpieniem i grzechem jest nadzieja, która z nierządnicy uczyniła świętą, łotra doprowadziła do Raju, apostołom kazała iść i nauczać. Z "abortera" uczyniła bojownika o życie.
„Kładę dziś przed tobą życie i dobro oraz  śmierć i zło”
Trzeba wybrać.
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka