zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
379
BLOG

O odpowiedzialnym rodzicielstwie i nie tylko

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Polityka Obserwuj notkę 15

Nie będzie ani o Terlikowskim, ani o Franciszku, ale o dwojgu intelektualistach artystach.

Jak to w tych wyższych i lepszych sferach bywa, rozmowa toczyła się wokół tematów wysublimowanych, oddalonych od trosk i uciech ludzi zwyczajnych. W powietrzu żeglowały niczym puszczane z rurki tęczowe bańki – sztuka, natchnienie, twórczość, wyobraźnia, a przede wszystkim i nade wszystko – WOLNOŚĆ. Wolność wyboru, decyzji, poszukiwań, wolność w sztuce, wolność w słowie, wolność w życiu…

Wśród tych tęczowych baniek wolności z powagą i jakimś statecznym dostojeństwem zawisła jak księżyc wśród gwiazd wielka bania – PRAWDA. Prawda i wolność. One były najważniejsze. Prawda w wolności. Wolność w prawdzie. Być prawdziwym. Być prawdziwym i wolnym. Tylko i tylko to jest godne człowieka. CZŁOWIEKA.

Moralność? Zasady? Przykazania? Bóg? Religia? Są ludzie, którym to jest potrzebne. Jest dużo takich ludzi, bardzo dużo, większość. Niestety. A wystarczy przecież wolność i prawda. Prawda w wolności. Wolność w prawdzie. To wystarcza, no i – oczywiście – pełna, świadoma, konsekwentna ODPOWIEDZIALNOŚĆ za skutki każdego działania, każdej decyzji, każdego słowa. Tak. Pełna i świadoma odpowiedzialność.

Uffff…

Tego nawet dla mnie było za wiele, a cóż dopiero dla towarzyszącego mi całkiem zwyczajnego, wręcz szarego, medyka. Spojrzeliśmy po sobie i któreś z nas natchnionemu artyście intelektualiście przerwało pytaniem – chcesz powiedzieć, że za skutki każdego swojego działania, słowa, decyzji bierzesz odpowiedzialność?

Nie rozumiał, co mówi, więc nie zrozumiał, o co go pytamy. – Oczywiście! Ty nie?

Pokręciłam głową. – Ja nie. Zdecydowanie nie. Medyk dorzucił dla jasności – ja nawet nie znam tych wszystkich skutków.

Patrzył na nas jak człowiek, który się budzi, a my widzieliśmy, jak wielka kolorowa bania kurczy się jak balon, z którego uchodzi powietrze, a wokół z tęczowych baniek pryskają kropelki mydlin. On, człowiek prawdy i wolności, wróg wszelkiej pozy i hipokryzji, potrząsał ramieniem nie bardzo rozumiejącej, o co chodzi, towarzyszki i wołał – Nie rozumiesz?! Przecież to właśnie jest kabotyństwo. KABOTYŃSTWO. Właśnie to!

Skąd mi się wzięło to wspomnienie? Jednak z tej dyskusji o odpowiedzialności, a odpowiedzialnym rodzicielstwie przede wszystkim. Czym jest uzurpować sobie choćby cień prawdopodobieństwa, że możemy wziąć odpowiedzialność za czyjekolwiek życie? My?

Jakie mamy gwarancje, że dziecko, które poczęliśmy w miłości i dobrobycie, nie będzie rosło jako pozbawiona wszystkiego sierota? Skąd wiemy, czy to, które poczęte jest w biedzie i niedostatku nie okaże się wybawieniem dla kogoś innego? A może i dla nas samych? Jakie mamy gwarancje i od kogo, że jutro się obudzimy, że rozum nasz się nie rozchwieje, że nogi albo oczy nie odmówią nam posłuszeństwa? Jak możemy uczciwie zapewnić kogokolwiek o jakichkolwiek rękojmiach, gwarancjach? Co mamy takiego, co nie może nam być w jednej chwili odebrane? Jakże więc moglibyśmy odpowiedzialnie powołać nowe życie na ten świat, gdyby nie ufność i wiara, że Ten, który wie, czego nam potrzeba, przyjdzie nam z pomocą, kiedy zawołamy. Czy właśnie ta ufność i wiara to nie jest jedyne, w co możemy wyposażyć nasze dziecko?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka