zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
2476
BLOG

Bolek w szafie Kiszczaka

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Polityka Obserwuj notkę 99

Co zawierają opróżnione i nie opróżnione szafy Kiszczaka, u kogo stoją kolejne szafy, kim był/jest Wałęsa, Michnik et cons. – nie obchodzi mnie więcej niż kolejne romanse rodziny Lubiczów. Według mnie to są równie tanie scenariusze dla ubogich. Można poczytać, można pooglądać, można się i poekscytować niczym haremowymi intrygami, pod warunkiem jednak, że scenarzysta wie, kiedy skończyć. Wcześniej czy później serial, jeśli ciągnie się zbyt długo, musi spowodować nudności. Serial o szafach i Bolkach ciągnie się już dłużej niż długo.

Ciekawa jestem, czy da się znaleźć jakąś pierwszą naiwną jakiejkolwiek płci i któregokolwiek stanu, co to by aż do dziś wiarą darzyła niepokalaność kogokolwiek z szeroko pojętej Magdalenkowej socjety. Moim zdaniem nie da się takiej znaleźć od poety i profesora do zbieracza złomu i mojej sąsiadki ze wsi, której słów nie przytoczę, by nie skazić obyczaju i uszu. Bez trudu można za to wskazać tych, którzy to nieskalanie idoli głoszą, ile to jednak ma wspólnego z wiarą – a ile z dobrze pojętym własnym interesem (w czymkolwiek miałby się wyrażać), każdy może sobie ocenić dowolnie sam.

Tak więc „kwity na Bolka” to naprawdę nie jest wielka rewelacja. W każdym razie tu, na miejscu, w Polsce. Co innego gdzieś za Wielką Wodą, a i też za mniejszymi górami, rzekami. Tam on jest Noblista, Mędrzec Europy, Niepokonany i Zwycięski Przywódca, Pierwszy Demokrata. Ostatnia nasza Tarcza i Obrona. Ostatni symbol Polski coś wartej. Ostatni Polak godzien szacunku i uznania. Przesada? Oj, nie…

Ze dwa dni temu widziałam fragment programu, którego bohaterka, Hanna Krall, między innymi snuła refleksje o tym, jak to się dzieje, że normalni ludzie zaczynają zabijać innych ludzi. Otóż żeby do tego doszło, najpierw trzeba w ich oczach przyszłe ofiary odhumanizować. Obrzydzić, przedstawić jako nic nie warte, złe, brudne, niebezpieczne, pozbawione kultury i moralności. Jak niegdyś Żydzi, jak Cyganie, jak…

Jak dziś Polacy?

Od lat już obserwuję, jak konsekwentnie kreowany jest obraz Polaka złodzieja, prymitywa, antysemity, zacofanego homofoba, ksenofoba, faszysty, nacjonalisty i co tam komu jeszcze akurat ślina na język przyniesie. Długo myślałam, że to jest działanie skierowane na, jeśli tak można powiedzieć, rynek wewnętrzny. Żebyśmy przypadkiem nie popadli w samozadowolenie, żeby wyrobić w nas odpowiedni poziom pokory i małowartościowości – jeśli już nawet Europejczyków, to jednak drugiej kategorii, a demokracji jeszcze młodej i niedojrzałej.

Tak sobie myślałam do niedawna jeszcze, do czasu jak po salonach chodzili Tusk z Sikorskim i Rostowskim – Europejczycy kategorii jeśli nie do końca pierwszej, to jednak i nie tak zupełnie drugiej, w świecie zaś brylował zasłużony dla demokracji „Mędrzec Europy”. Z nimi nie byliśmy jeszcze tak całkiem przegrani przynajmniej na zewnątrz. Na zewnątrz reprezentowała nas w ich osobach, by tak rzec, Polaka wersja eksportowa. My tu sobie mieliśmy własne na temat tej wersji opinie, ale to my i tutaj.

Na zewnątrz zaś wciąż też się kołatała w pamięci tej tak zwanej światowej opinii legenda Solidarności. Coraz słabiej, coraz rzadziej, ale jednak wciąż byli ludzie, którzy coś tam jeszcze pamiętali z ich własnych wzruszeń z tamtych lat. Ile to było warte – nie wiem. Pewnie nie więcej niż pamięć o tych „niewielu, którym miało do zawdzięczenia tak wielu”, i o tych, którzy z aliantów po procesie moskiewskim przekształcili się w ekspresowym tempie w kolaborantów. Pamięć ludzka jest ułomna, a podatność na sugestię wielka, skłonność zaś do unikania wysiłku umysłowego i niechęć do ustawiania się pod wiatr jeszcze większa, liczyć więc na wiele nie było co, ale zawsze. Solidarność to jednak była jakaś firma.

Solidarność zaś – chcemy czy nie i niezależnie od tego, co sobie tutaj myślimy – „tam”, w świecie, uosabiał Lechu. Kiedy w Pekinie swego czasu powiedziałam taksówkarzowi, że jestem z Polski, on z szerokim uśmiechem powtórzył kilka razy – Walesa, Walesa…

Czy zmierzam do tego, że moim zdaniem prawda o Wałęsie, prawda o Bolku, nie powinna być odkryta? Że powinniśmy przełknąć pigułę i nieść ten choćby i zaszargany sztandar dalej? Nie. Nie to chcę powiedzieć, bo też i kiedy mleko się rozlało, nie ma o czym mówić. Chcę tylko powiedzieć, że nagłe „objawienie” tej prawdy w okolicznościach, które nie mogły pozostać nie zauważone przez „świat”, każe mi się zastanowić, czemu to miało z założenia służyć i komu mogło na tym akurat teraz zależeć – oprócz rzecz jasna ubogiej wdowy w zagubieniu poszukującej dziewięćdziesięciu tysięcy na pomnik dla nieboszczyka męża.

Niestety, tego nie wiem. Wiem natomiast, że po polskich obozach, polskich SS-manach, polskich szmalcownikach, polskich mordercach Żydów, nadeszła pora na polskich kapusiów i tak jakoś przy okazji padła i legenda Solidarności, ostatnia już prawie zapora przed ogłoszeniem i uznaniem nas Polaków za – kto wie, może już bardzo bliskich zakończenia procesu odhumanizowania. A jakże to się w dodatku (gdyby komuś miało na tym zależeć) fortunnie zbiega w czasie z bestialskim, gorszym i bardziej niebezpiecznym od dzikiego zwierza Kajetanem P., którego ujęcie na Malcie również nie mogło tak całkiem ujść uwagi zawsze żądnego gorących niusów „świata”. Takie przypadki to, naturalnie, po prostu przypadki i tyle, dodam tu jednak – też z ostatniej chwili – przypadek (ach, te prawa serii!) cudem nagle odnalezionych zdjęć i listów, do których poznania zachęca „światowe” BBC, a za nim nie ze wszystkim polski „Fakt” zagadkowym tytułem – „Tajemnicze wakacje papieża Polaka z mężatką. Co tam robili?!”

Czy pytanie o to, z jakim i czyim planem (bo przecież nie Bolka i nie Kiszczaka) wobec nas powinniśmy się liczyć, brzmi całkiem prostacko, ksenofobicznie, nacjonalistycznie, faszystowsko i ciemnogrodzko? Chyba tak. A jednak gwoli prawdy muszę wyznać, że mnie ono naszło.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka